Udany początek sezonu nastroił optymistycznie kibiców Lecha przed kolejnym pojedynkiem w eliminacjach Ligi Konferencji. Zwycięstwa nad Piastem, Żalgirisem i Radomiakiem pokazały, że drużyna jest właściwie przygotowana do sezonu. A niedzielny remis w Lubinie, wywalczony pomimo gry w osłabieniu, miał być tylko wypadkiem przy pracy. Wszyscy w Poznaniu liczyli na efektowne zwycięstwo nad słowackim Spartakiem i spokojną podróż na rewanż do Trnavy.
W składzie drużyny gości znalazło się kilku zawodników znanych z występów w Ekstraklasie. Serb Filip Bainovič czy Słowacy Martin Mikovič, Erik Daniel, Martin Bukata zostawili po sobie wrażenie przeciętnych graczy i trudno było oczekiwać, by nagle pokazali lepszą formę w potyczce z rozpędzonym „Kolejorzem”.
Czwartkowy mecz przebiegał zgodnie z wyobrażeniami kibiców w niebiesko-białych szalikach. Lech zdominował rywala, lecz nie potrafił przełożyć na gola żadnej z groźnych sytuacji w I połowie. Tuż po przerwie jednak FIlip Marchwiński wykorzystał asystę Joela Pereiry i na Enea Stadionie zapanowała euforia. Gdy Kristoffer Velde strzelił drugiego gola, nic nie zapowiadało nerwów w końcówce. Zamiast pewnego 2-0 Słowacy opuszczali murawę stadionu przy Bułgarskiej z golem i nadzieją, na odrobienie strat w rewanżu.