Dawno nie było tak wielu optymistów w Poznaniu przed meczem Lecha z Legią. Raz, że warszawska drużyna zalicza jeden z najgorszych sezonów w historii, a „Kolejorz” walczy o Mistrzostwo Polski. Rywal w drodze do tytułu, Pogoń Szczecin, niespodziewanie w piątek przegrał u siebie z Wisłą Płock, więc zwycięstwo lub remis gospodarzy pozwoliłoby wyprzedzić szczecinian w tabeli Ekstraklasy.
Jednak tzw. Klasyk Ekstraklasy rządzi się swoimi prawami i mecze zwykle były wyrównanymi pojedynkami, choć ostatni raz remisem zakończył się w 2014 r.
W sobotnie popołudnie Lech miał przewagę i stworzył więcej sytuacji do strzelenia goli. W 30 minucie słowacki obrońca Ľubomír Šatka wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego i z bliskiej odległości umieścił piłkę w bramce Richarda Strebingera. A jednak 10 minut później Legia wyrównała, po rzucie wolnym celnie główkował Rafael Lopes.
Druga połowa rozczarowała. Warto odnotować kontrowersyjne decyzje sędziego Damiana Sylwestrzaka w doliczonym czasie gry. Najpierw brutalny faul Charatina na Adrielu Ba Lua ukarał żółtą kartką, którą zmienił na czerwoną dopiero po wideoweryfikacji. Następnie nie podyktował rzutu karnego za odbicie piłki ręką przez obrońcę Legii, Lindsday’a Rose. Po tej akcji zakończył mecz, nie sprawdzając powtórki na ekranie VAR.