Jeśli esencją futbolu są emocje, mecz w Krakowie był niezłą wizytówką tej dyscypliny. Wielu typowało przed spotkaniem, że walczący o Mistrzostwo Polski Lech łatwo pokona najsłabszą drużynę w pięciu tegorocznych kolejkach Ekstraklasy.
W niedzielne popołudnie niespodziewanie to Wisła miała więcej argumentów, by wygrać mecz. Gospodarze ruszyli na Lecha niesieni dopingiem 21 tys. kibiców. Tuż przed przerwą zdobyli gola – Ondrášek kopnął celnie pod spojenie słupka z poprzeczką bramki Bednarka. W drugiej połowie „Biała gwiazda” wyprowadzała groźne kontry, a spory popłoch w obronie Lecha wzbudzały dośrodkowania z rzutów rożnych. W 53 minucie trybuny ryknęły z euforii, gdy Colley wepchnął piłkę do bramki gości. Sędzia jednak postanowił obejrzeć powtórkę akcji i po analizie VAR uznał, że Ondrášek nieprawidłowo blokował bramkarza. Anulowany gol pewnie dałby Wiślakom zwycięstwo, bo Lech nie grał z taką pasją, jak we wcześniejszych meczach. Dopiero w ostatnich minutach „Kolejorz” przycisnął rywala. W ostatniej akcji doliczonego czasu gry Ba Lua przedarł się lewą stroną i dośrodkował w pole bramkowe gospodarzy, w którym znalazł się Milić. Stoper Lecha musnął piłkę piętą i piłka wpadła do bramki!
Remis jest rozczarowaniem dla obu drużyn. Jako pasjonat znaków sportowych zapamiętam z tego meczu oprawę ultrasów Wisły. Pod sektorówką z hasłem „Wisła na wieki” i wizerunkiem dwóch kościotrupów, z ociekającymi krwią sztyletami, umieścili flagę z przekreślonymi herbami 14 klubów – Sandecji Nowy Sącz, Hutnika Kraków, Cracovii, Lecha, ŁKS, Legii, Arki Gdynia, Zagłębia Sosnowiec, Tarnovii, Śląska Wrocław, Lechii Gdańsk, Motoru Lublin, Górnika Zabrze i GKS Katowice. Złowrogi komunikat okrasili tradycyjnym racowiskiem na początku spotkania. Możliwe, że taki „kocioł” onieśmielił zawodników gości, ale z pewnością udowodnił, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Wszak połowa z herbów należy do dawnych przyjaciół kibiców Wisły…