Powiedzenie „do trzech razy sztuka” ilustruje boje Rakowa Częstochowa w europejskich rozgrywkach. Do fazy grupowej europucharów udało się częstochowianom awansować w trzecim podejściu. Skorzystali z łatwiejszej ścieżki eliminacji dla krajowych mistrzów, a Ekstraklasę wygrali po dwóch kolejnych wicemistrzostwach. Na pierwszy punkt w debiutanckim sezonie Ligi Europy czerwono-niebiescy czekali do trzeciego meczu, w którym podejmowali utytułowany Sporting z Lizbony.
Po prawdzie niewielu liczyło na jakąkolwiek zdobycz w pojedynku z aktualnym liderem portugalskiej Ligi Sagres. Spośród 11 meczów tego sezonu, lizbońskie „lwy” wygrały 9. W lidze zremisowali z Bragą, a w Europie przegrali z 1-2 z Atalantą Bergamo. W międzyczasie pokonali Strum Graz, z którym Raków poniósł dotkliwą porażkę (0-2).
W Sosnowcu długo zanosiło się na kolejną przegraną częstochowian. Mimo, że Sporting grał w osłabieniu od 8 minuty, gdy z boiska wyleciał Viktor Gyökeres za brutalny faul na Zoranie Arseniciu, to Portugalczycy kontrolowali tempo rozgrywania piłki. Szybko po utracie napastnika potrafili strzelić bramkę – dzięki celnej główce urugwajskiego obrońcy Sebastiána Coatesa. Raków złapał rytm dopiero w końcówce spotkania, po golu strzelonym z bliska przez Fabiana Piaseckiego. Chwilę później wysoki napastnik strzelił na 2-1, ale sędzia bramki nie uznał z powodu spalonego.