Polskie kluby przyzwyczaiły nas do rozczarowań w europejskich pucharach. Gdy już przebrnęły pomyślnie przez jesienne rozgrywki grupowe, każdy wiosenny dwumecz kończył się porażką. Od 32 lat nie potrafiliśmy pokonać pierwszego rywala po przerwie zimowej. Na tym etapie nawet najlepsze drużyny Lecha odpadały z Udinese czy Sportingiem Braga.
A jednak tym razem wierzyłem w przerwanie tego chocholego tańca polskich zespołów w Europie. W pojedynku z norweskim klubem Bodø/Glimt zawodnicy „Kolejorza” nie mogli czuć kompleksów przed rywalem. Grają bardziej kreatywnie, lecz przy tym musieli zagrać na wyższym poziomie taktycznym i poprawić skuteczność. Przed tygodniem wywalczyli bezbramkowy remis w Norwegii, więc tego wieczoru wystarczyło strzelić gola.
Od początku mecz był wyrównany, więc pierwszy popełniony błąd mógł rozstrzygnąć wynik. W 55 minucie goście nie wykorzystali idealnej okazji, gdy Hugo Vetlesen kopnął nad poprzeczką stojąc 8 metrów od bramki Filipa Bednarka. A osiem minut później Mikael Ishak celnie strzelił po dośrodkowaniu Joela Perreiry i trybuny zatrzęsły się z radości. W końcówce Lech kontrolował przebieg meczu i dzięki zwycięstwu awansował do 1/8 finału Pucharu Konferencji Europy! Tym samym „Kolejorz” przełamał niemoc polskich klubów w fazie pucharowej rozgrywek europejskich.